sobota, 11 lipca 2015

Marzenia się spełniają, czyli jak Gilbert COŚ wymyśli, to już NA CAŁEGO!

Zupełnie nie wiem, jak zacząć, jak poprowadzić i jak zakończyć ten wpis. Tyle chciałabym napisać. Już od dawna. Właśnie tak mam, że im w głowie więcej myśli, a w życiu zdarzeń, tym trudniej mi się pisze. Może po prostu trzeba zacząć, koniecznie  nie odpuszczać, bo potem jest już za późno i ciężko ciągnąć za uszy minione dni. Więc teraz o dzisiaj, a jutro o wczoraj ;)
Jesteśmy nad MORZEM. Znowu! :) Tym razem to nie wakacje, ale praca. Pracuje Gilbert. Dostał taką szansę i postanowił ją wykorzystać. Nie umiał się jednak pogodzić z tym, że będzie wiązało się to z rozstaniem z nami. Wymyślił więc, że zabiera nas z sobą :) I oto jesteśmy! Gilbert dłuuugo szukał kwatery, ale ... udało się! Mieszkamy. Jesteśmy razem. Pani Linde mówi, że to trochę nienormalne, bo po to przyjeżdża się do pracy, żeby zarobić przecież. A my raczej nie zarobimy. Pieniądze wydamy na nasz pobyt tutaj, bo jest nas całkiem sporo, a trzeba jeść i zapłacić za mieszkanie. To prawda, ale.... Pani Linde nie dostrzega jednak, co dostaniemy w zamian :) Po pierwsze MORZE, kochane moje Morze! Codziennie wita nas swoim światłem, radością i niepokojem. Ma tyle do opowiedzenia. Historie całkiem niezwykłe i te szaleńczo zwyczajne. Rozstania i powroty, oświadczyny, zaręczyny, śluby, wyznania miłosne, łzy wylane nad wzruszającą powieścią, fotografie, piasek w nosie i wszędzie gdzie tylko, właściwie :) Śmiech dzieci, tatuś budujący zamek z piasku i mamusia opalająca się na ręczniku. Czyli tak całkiem życiowo, ale duchowo też! Do morza mamy blisko! Wychodzę z ogródka, robię trzy kroki w lewo i już :) Już GO widzę. Potem spacerkiem w dół i mogę GO dotknąć. Gilbert potrafi przejść samego siebie :) Szukał domu od dawna. I nagle, pewnego dnia, podczas spaceru bulwarem nadmorskim ujrzał tabliczkę z napisem "Do wynajęcia". To całkiem podobnie, jak u mnie, kiedy na studiach w Redmondzie natknęłyśmy się z dziewczynami na Ustronie Patty. Ciaryyy! :)
Nasz domek pod lasem musi jeszcze trochę na nas poczekać. Na szczęście nie jest całkiem sam. Pan zgodził się tam pracować.
Ładujemy więc baterie i nie wiem, co będzie, bo już teraz energia mnie rozpiera.
Nie leżę na plaży placuszkiem :) Raczej uganiam się za prawie roczną blondiną, całkiem dużą blondiną numer dwa i chłopczykiem, który jest już dorosły lub całkiem malutki, w zależności od okoliczności ;)) Mam hardkor, ale jestem szczęśliwa bo to trochę tak, jakby spełniło się marzenie o zamieszkaniu nad morzem :) Kiedy przechodziliśmy wczoraj obok szkoły podstawowej powiedziałam do dzieci: "A tutaj, będziecie chodzili od września" :P Wyłupili na mnie oczęta, ale ja udałam, że tego nie widzę. Nuciłam już coś pod nosem, a potem inny temat :) Wiedzą. Już mnie znają. Taka matka, trochę wariatka :)
Boję się Morza, choć kocham Go miłością ogromną. Mam fizia, kiedy dzieci wchodzą do wody. Mogą tylko troszeczkę, a więcej, to jak jest tata. Boję się o nich.
Często przechodzimy obok portu. Oddycham wtedy głębiej. Jestem zakochana w statkach i kutrach rybackich, w tym zapachu! I choć to miłość niespełniona bo nigdy nie popłynę, to kocham TO!

Wasza Ania ;)

Ps. Po drugie, trzecie i czwarte też  - MORZE :)















4 komentarze:

  1. "Aniu" - jak to w życiu bywa, przypadkiem tu trafiłam i ...miło czytać, że Twoje marzenie o morzu spełniło się. Jak długo pozostaniecie? Pozdrawiam z Gdańska. Anka, czyli Ansi z FM :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Morze jest obłędne :) A my zostajemy aż do końca wakacji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozdrowienia dla całej rodzinki. Dzięki Tobie Olu, czuję powiew nadmorskiego wiatru! Czytam z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń