Pokazywanie postów oznaczonych etykietą najważniejsze że razem. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą najważniejsze że razem. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

"pomyślę o tym jutro", part 2


czas pędzi nieubłaganie. biorę wszystko co mi daje i co zabiera...
w piątek szukaliśmy miejsca na ziemi, w Gdyni... dalej.... ale tak już fizycznie, naocznie i nie przez internet. mieszkań jest sporo. bliskość morza sprawia, że cena szybuje w górę. to się oddaliliśmy. pod Gdynią czy Gdańskiem jest dużo domów, najwięcej do remontu. są też nowe, szeregowce, piękne, nowoczesne szaro-białe...
a ja tak tęsknię za moim ogródkiem. swoją drogą - on też jest do remontu, jeszcze jakiego! i za szafą tęsknię. jest piękna, taka duża, naprawdę bycza, niebieska, pięknie rzeźbiona. kupiłam ją w tak zwanym "składziku" rzeczy nowych i używanych. na drugim końcu polski. dzięki pomocy kolegi. do końca nie wierzę, że jest moja :) ale, ilekroć jestem u teściowej zaglądam do pokoju i upewniam się, że jest. czeka na nas. jeszcze dopowiem, że moja szafa ma nawet dziury po kornikach..... stylizowane, he, he :)
dwie kanapy, z ikei, wygodne... tak bym już na nich posiedziała, książkę poczytała...ech. kiedy tam jestem, siadam i tak siedzę, choć kanapy wysoko, gdzieś pod sufitem, ale to nic, wdrapuję się, żeby na nich posiedzieć, chociaż przez chwilkę...
komoda, lustro, jakaś szafka do łazienki, już nawet nie pamiętam jaka, wiem tylko, że wyrwałam ją na wycofywaniu produktu w ikei, ku wielkiej radości (żart) mojego męża ;) mówię, że się przyda przecież, i będzie jak znalazł....
nie mogę się doczekać, kiedy to będzie...
u mojej teściowej, w dwóch pokojach jest cały nasz dobytek, ten drugoplanowy, bo pierwszo mamy przy sobie :)
o przepraszam, jest jeszcze garaż, a tam sporo skarbów z tak zwanego odzysku, przede wszystkim z naszego własnego, prywatnego, domowego odzysku, bo dużo rzeczy po pożarze odzyskaliśmy... jest np taka bieliźniarka, którą dostałam od wujka, była bardzo zniszczona, zaciaprana farbą olejną. udało się ją uratować przed pójściem na opał. teraz jest lekko pobielona, ma śliczne niebieskie szybki. wiesz jak bym już chciała zapakować w nią talerze i inne skorupy, które kocham i zbieram po starościach namiętnie :) albo mogłaby posłużyć jako domek, willa raczej dla zojkowych laleczek :)
w wielkich kartonowych pudłach mamy różne rzeczy do kuchni, stare i nowe. np noże, bo przyszedł raz dzień, że powiedziałam: dość! jadę kupić NOŻE. mieszkaliśmy jeszcze w "starym" domu. wszystkie, które miałam do tej pory nadawały się jedynie, jak to mawiała moja ciocia do podrapania się po... no wiecie ;) więc, bojowo nastawiona pojechałam po noże, a niech tylko ktoś powie mi: co po nam? :) paweł mnie poparł i powietrze zeszło ;) kupiliśmy noże! i zobacz, jakie to życie przewrotne... bo ja ich nawet nie zdążyłam użyć... kiedy po pożarze zamieszkaliśmy u moich rodziców pomyślałam, że je schowam i uwaga - ROK na mnie poczekają bo u mamy są działające noże :) a z roku zrobiły się już prawie cztery lata.... chciałam je wygrzebać już ze sto razy, ale musiałabym przebić się przez dziesiątki pudełeczek. a mama mówiła: podpisz... taaaa, to podpisałam....
i tak sobie czasami wizualizuję co my to tak jeszcze mamy....
taras. jak mi się marzył ten taras. mówię do pawła, że to co, że dopiero ciągną mury, że to co, że dopiero tynki, ale przecież taras jest jakby odrębny, więc można by było go zrobić i już z niego korzystać. w ubiegłym roku, w wakacje pan stolarz zrobił nam deski na ten taras, to znaczy, na jego zadaszenie. konstrukcja gotowa. trzeba tylko poskładać. za podłogę na razie będą płytki garażowe, które odkryły się po rozebraniu garażu. własnie w tym miejscu będzie ta wiata, którą nazywam tarasem :) od strony wejścia do domu, trochę nietypowo bo od północnego-zachodu, ale tak jest idealnie :) tylko, że .... taras też czeka ....a ja za nim tak tęsknię...
tyle tego nas trzyma, żeby wrócić do siebie, a rok spędzony nad morzem wspominać jak niezwykłą przygodę życia, szansę na oddech i spojrzenie w innym kierunku. tyle tu mamy przemyśleń...
na razie dzieci muszą skończyć rok szkolny, a potem zobaczymy...
im dłużej tutaj jesteśmy tym trudniej postanowić gdzie...
wszystko się ułoży...
właściwie
wszystko się układa
staram się nie czekać, ale żyć...
żyć, żyć, żyć......
bo prawda taka, że bez tej szafy wymarzonej i kanap (ależ musiałam stoczyć z Pawłem o nie bój) latarenek, zegarów, bieliźniarki z niebieskimi szybkami, tarasu... no i noży ;) da się żyć....
serio.
















czwartek, 26 listopada 2015

Stacja "Zawieszenie"

    ktoś pytał niedawno, co tam u mnie....
    to mniej więcej tak, jak poniżej (tylko z tym porządkiem bym nie przesadzała ;)


     "Ania była sama w swoim pokoju ponieważ Gilberta wezwano do chorego. usiadła sobie przy oknie, żeby na chwilę nacieszyć się subtelną urodą nocy i napawać tajemniczą urodą pokoju, oświetlonego tylko przez księżyc.
      Niech tam sobie ludzie mówią, co chcą, ale każdy pokój staje się nagle tajemniczy, kiedy wpada do niego światło księżyca. Atmosfera całkowicie się zmienia. przestaje być przyjazna i ... ludzka. Pokój staje się obcy i zaprzątnięty własnymi sprawami. Człowiek czuje się w nim intruzem.
     Dzień był męczący, ale teraz panowała miła cisza. Dzieci spały, w Złotym Brzegu panował porządek. Z domu nie dochodziły żadne dźwięki, z wyjątkiem głuchych uderzeń z kuchni, gdzie Zuzanna wyrabiała ciasto na chleb.
      Za to przez otwarte okno napływały odgłosy nocy. Ania każdy z nich znała i kochała. Powietrze było nieruchome. Od strony portu słychać było śmiech. Gdzieś w Glen ktoś śpiewał i jego piosenka brzmiała jak echo dawnych lat. Na wodzie światło księżyca malowało srebrzyste ścieżki, ale Złoty Brzeg spowity był w cień. Drzewa opowiadały szeptem mroczne, dawne dzieje, a w Dolinie Tęczy pohukiwała sowa.
      To było szczęśliwe lato, myślała Ania.... ale potem, z nagłym skurczem serca, przypomniała sobie coś, co usłyszała od cioci Kasi z Górnego Glen: " Takie lato nie powtórzy się więcej".
      Bo następne nie będzie już takie samo. Znów nadejdą wakacje, ale dzieci będą o rok starsze, a Rilla będzie się przygotowywała do pójścia do szkoły.
     W domu nie zostanie żadne dziecko , myślała Ania ze smutkiem. Jim ma już dwanaście lat. W domu zaczęły się rozmowy o egzaminach do szkoły średniej. A przecież tak niedawno Jim pojawił się w Wymarzonym Domku jako maleńki noworodek. Walter zaczął szybko rosnąć. Rano Ania słyszała, jak Nan żartowała sobie z Diany, zainteresowanej jakimś chłopcem ze szkoły. Diana zarumieniła się i dumnie zadarła głowę. Takie jest życie. Radość i ból.... Nadzieje i strach.... Zmiany... Ciągłe zmiany! Nic się z tym nie da zrobić. Trzeba pozwolić dawnym rzeczom odejść w przeszłość i nauczyć się kochać nowe po to, żeby po pewnym czasie i z nimi się pożegnać. Wiosna, choćby najpiękniejsza musi ustąpić miejsca latu, które w końcu zatraci się w jesień. Narodziny.... ślub... śmierć..."

/L.M. Montgomery, Ania ze Złotego Brzegu/
   
tak mnie nachodzi od czasu do czasu. nawet często. dzieci rosną. świat staje na głowie i wszystko się zmienia. zazwyczaj gna. ale czasami ja ten super ekspress zatrzymuję. nie ma. koniec. dosyć. Stacja "Zawieszenie".
i tak się zawieszam. a wtedy widać jak na dłoni.
julka jest już panienką. wzrostem prawie mi dorównuje. pisze opowiadania, nad którymi potrafię zapłakać. bo mnie wzruszają. w dalszym ciągu nie słucha, kiedy doradzam jej, w co się dziś ubrać... i tak już od szóstego roku życia ;) chyba się poddam. zresztą, może i dobrze, bo mama nosi się całkowicie niemodnie ;)
i kiedy stanie przy mnie i opowiada, co tam w szkole i ogóle to włączam guzik "zapamiętaj, jak najwięcej" i marzę, żeby pamiętać. chcę w przyszłości wspominać. a teraz się nad tym zawieszam. czasami toczymy boje. szczególnie na miny. ja pękam :) ona jest w tym dobra. nos na kwintę, nóżka, która już chce tupnąć, ale zwalnia i się powstrzymuje bo mama może jeszcze patrzeć. ratunku. a za chwilę, jakby nigdy nic, jest śpiew i taniec. a mama pęka ze śmiechu bo tak mnie to cieszy i choćbym nie wiem jak, była wściekła to zawsze poprawia TO humor :) tylko jak zaczyna ćwiczyć na flecie, to mama zazwyczaj ma porę na przewietrzenie się na dworze ;) ....
chcę pamiętać.....
mikołaj regularnie śpiewa pod prysznicem. głośno! chyba właśnie tam przypominają mu się wszystkie piosenki, poznane w szkole i nie tylko. a kiedy go proszę, żeby zaśpiewał, to nic nie pamięta. to czekam, aż pójdzie się myć. siadam pod drzwiami i słucham ;) wszystkie spodnie zrobiły się dziwnie krótkie.
czy ta pralka tak skraca, czy proszek? coś musi być.
bluzki z długim rękawem nie chcą sięgać do kostek dłoni, za to pięknie przykrywają pępek. i na tym koniec a dopiero co były takie długie , że trzeba było "do kroku zawijać", jak się chciało bluzkę mieć w spodniach :)
i tylko, piłka, piłka nożna! piłką nożną jest przesiąknięte WSZYSTKO. piórnik jest w kształcie buta. album z piłkarzami jest wertowany kilkanaście razy na dzień i można go spotkać wszędzie, a najczęściej w tornistrze, gdzie jest tachany do szkoły, czy deszcz, czy nie deszcz, czy lekcji trzy, czy siedem, bo na świetlicy...... ratunku :)
chcę pamiętać......
i taka słodka, mała lala między nimi :) wszystko dotyka, kosztuje, sprawdza, bada. świat jest taki interesujący. tak słodziuchno zgina tłuste nóżki w kolanach, kiedy starsza siostra włącza hugi-bugi. pędzi po swoje dzwonki, kiedy starszy brat gra na swoich. obowiązkowo musi zobaczyć, co oni tam włączyli w laptopie, choć zazwyczaj to ONI muszą oglądać, to co chce LALA ;) takie życie.
już sobie nie da w kaszę dmuchać, ma w końcu rok i trzy miesiące i .... starsze rodzeństwo :)
i tak sobie podglądam ich co chwila, tak się co chwila zawieszam....
chcę pamiętać.....
jeszcze rok temu brat mógł się zbliżyć do siostry, mógł się przytulić. teraz, jedyna, realna, najbliższa odległość to  - na wyciągnięcie ręki. dalej, ani kroku! a on by jeszcze chciał. jeszcze się tuli. jak siostra nie pozwala, to na szczęście jest mama :) ale kiedy siostra chce czegoś od brata, ma, tak zwany, interes, to wtedy ten brat jest taaaki kochany i milutki ;)
natura dziecka, prawa wieku.....
chcę pamiętać......
Lala szaleje, kręci się jak bączek, z rączkami w górze, wygląda jak baletnica, tylko, że rozmiar nie baletowy :) bo pączuś w masełku. pochłania wszystko, dzięki Bogu. i tak się znowu zawieszam, kiedy końcem oka złapię, taki moment, jak brat podaje jej pełną łyżeczkę jogurtu, a ona jest taka happy i mlaska radośnie a potem klepanko po brzuszku, że pyszne i głośne "Aaaaa", w sensie, że pyyychaaa :)
chcę pamiętać.....
czasami jest taki wieczór, gdy nagle w łóżku rodziców robi się tłoczno. zamiast dwóch par nóg, jest ich aż pięć :) każdy tak się pozwija i pozawija, że ma swoje miejsce. Lala skacze po tacie, a ręce mamy mają miziać po pleckach tych starszych :) wszyscy lubią halanie (mizianie). nieważny jest rocznik. halanie lubi każdy. najbardziej mama ;) to się halamy i miziamy, i robimy masaże przeróżne, i "pisze pani na maszynie, abc, przecinek..."

i tak sobie myślę i o to się modlę, siedząc przy oknie, w tę, mroźną, tajemniczą, pełną tęsknot, listopadową noc, żeby tylko te ręce, które KIEDYŚ będą halały i Julkę i Mikołaja i Lalę były dobre.....

rok temu









teraz
wkleję w poniedziałek, bo czekamy na zdjęcia z roczkowej sesji Zojki z rodzeństwem :)
edit....
zdjęcia :)









do zobaczenia.....