poniedziałek, 13 lipca 2015

Ania

więc miało być o wczoraj. to znaczy o Ani. o Ani z Zielonego Wzgórza :) nigdzie, nigdzie na świecie nie można napisać o Ani unosząc się nad ziemią. to możliwe tylko tutaj, nad morzem. bo Ania też mieszkała nad morzem. łatwiej więc poczuć ten klimat. i choć to nie jest Wyspa Księcia Edwarda i Avonlea, a tylko Gdynia to można sobie wszystko domarzyć :) baza jednak jest. to znaczy MORZE :)
Anię kocham miłością czułą, delikatną i aksamitną już od wielu, wielu lat. wszystko zaczęło się w 4 klasie szkoły podstawowej, kiedy moja kochana polonistka zadała nam lekturę do przeczytania. świat stał się wtedy INNY. i taki pozostał do dziś. jakie to szczęście! kiedy się okazało, że w pierwszej części Ania nie wychodzi jeszcze za Gilberta, gorączkowo poszukiwałam kolejnych części :) na szczęście były! od tamtej pory, co roku w wakacje wracam do całej serii Ani. każdego roku okazuje się, że choć czytam to samo, wszystko przeżywam zupełnie inaczej. najpierw byłam Ani rówieśnicą, potem razem studiowałyśmy, potem nauczałyśmy, potem miałyśmy dzieci, i jeszcze potem, kiedy te dzieci dorastały. najpierw przeżywałam jej przygody, perypetie, uniesienia, miłość i otchłanie rozpaczy jako mała dziewczynka, później jako nastolatka (O, jakże płakałam wtedy nad umierającą Ruby Gillis!), potem studentka, w końcu młoda żona i matka. i teraz. teraz jako żona z 13 letnim stażem i matka dorastających już dzieci, choć na szczęście jeszcze (przez trochę) całkiem małych. jednak, choć wszystko się zmienia i ciężko się dogonić, emocje pozostają te same. dalej płaczę, śmieję się z tych szaleństw Anny Shirley, Ani Blythe :) WZRUSZAM się ogromnie, kiedy ONA się wzrusza. z Anią starzeję się, ale też wracam do przeszłości! na allegro kupiłam kiedyś wszystkie filmy z Anią. niestety były na strychy w leśnym domku, więc spłonęły. ale zdążyłam zobaczyć je setki razy, a teraz mogę w internecie. oczywiście, to nie to samo, bo tamte filmy były jeszcze na kasetach wideo i trzeba było uruchamiać magnetowid, kiedy się chciało je obejrzeć, a już sam ten fakt był bardzo romantyczny ;) chyba dzięki Ani, no i pewnie dzięki duszy tak bardzo przeżywam ... hmmm życie? świt i zmierzch lub zmrok (Ania bardziej lubiła zmrok od zmierzchu) poranki otulone rosą; niezwykłe, pełne tajemniczych barw zachody słońca; miejsca, które zapierają dech w piersiach. pamiętasz Zielone Wzgórze, Jezioro Lśniących Wód, Fontannę Driad, Las Duchów, Białą Drogę Rozkoszy, Aleję Zakochanych, Dolinę Fiołków, Ścieżkę Brzóz, Zacisze Słowika, Szumiące Topole, Cztery Wiatry, Sosnowe Wzgórze, Klonowe Wzgórze, Choinki, Dolinę Tęczy i tak dalej? kocham stare domy, dzikie ogrody, gdzie kwiaty mieszają się z warzywami, a wszystko ujmuje swą dziczą i nieuporządkowaniem :) kiedy burzono cudowny, stary dom mieszczący się w mojej wsi wpadłam w taką rozpacz, że długo nie mogłam do siebie dość a moja siostra, w dniu rozbiórki, zadzwoniła do mamy i kazała mnie pilnować. była pewna, że przykuję się do niego łańcuchem i w ten sposób uniemożliwię rozbiórkę ;) uwielbiam starych ludzi, z bagażem doświadczeń życiowych, siatką zmarszczek. są piękni, niezwykli (...) O, ileż było tych niesamowitych wdów, z którymi Ania miała do czynienia...
wpis robi się bardzo długi, więc kończę, ale wrócę pewnie nie raz do mojej Ani :)
kiedyś, kiedy byliśmy z Pawłem jeszcze parą zrezygnowaliśmy z jakiegoś wyjazdu i przeznaczyliśmy chyba 300 zł na zakupienie książek, w tym całej serii Ani. kiedy przyszły, wyjmowałam je z kartonu z takim namaszczeniem i łzami w oczach, że tak, można się było nieźle ubawić patrząc na mnie ;) teraz się z tego śmieję, ale wtedy... :) wkładałam nos do każdej książki, wdychałam TEN zapach a moje oczy tryskały radością, że mam już swoje książki autorstwa Lucy Maud Montgomery!
obecnie zabieram się za "Wymarzony dom Ani". chciałabym pójść spać, ale nie mogę, nie mogę! muszę dojść chociaż do ślubu (tak, pobierają się dopiero w 5 części ;)) to pierwsza panna młoda na Zielonym Wzgórzu :)
i zobacz, Ania będzie przeżywała swój wymarzony domek, a i mnie chyba już niedługo to czeka. czyż to nie wspaniałe :)
Przesyłam serdeczne pozdrowienia znad morza!
Każdego dnia zbieram tematy do kolejnych wpisów. mam nadzieję, że uda mi się ubrać je w słowa...

Poniższe zdjęcia pochodzą z internetu








2 komentarze:

  1. Oj, nie dalej jak wczoraj, myślałam o Ani, o tym jej świecie, i o moim świecie dzięki niej. Nie mogę się już doczekać, aż moja córeczka będzie czytać na tyle biegle (ma 6 lat), żeby móc poznać Anię z Zielonego Wzgórza. Mam większość części, film oglądam, ilekroć jest w telewizji. Mój "Gilbert" nie jest co prawda brunetem, ale z pewnością najprawdziwszą miłością. A i wyobraźnię i tęsknotę za pięknymi nazwami zawdzięczam lekturze właśnie powieści o Ani:) pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. I w dodatku nosisz jej imię ;) Ale masz fajnie. Ja dałam tak sobie na trzecie :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń