poniedziałek, 14 listopada 2016

pod niebem pełnym cudów



Raz, dwa, trzy "Pod niebem pełnym cudów"

Pod niebem pełnym cudów 
Nieruchomieję z nudów 
Właśnie pod takim niebem 
Wciąż nie wiem czego nie wiem 

Światło z kolejnym świtem 
Ciągle nazywam życiem 
Które spokojnie toczy 
Swą nieuchronność nocy 

Ten błękit snów i pragnień 
Niejeden z nas odnajdzie 
A niechby zaszedł za daleko 
Pewnie zostanie tam 

Pod cudnym niebem jeszcze 
Każdy choć jedno miejsce 
Być może ma i chwilę 
Gdy godnie ją przeżyje 

Bo nieba co w marzeniach 
Spełnia się albo zmienia 
Skłonni jesteśmy szukać 
Do bram jego ciężkich pukać 

Ten błękit snów i pragnień 
Niejeden z nas odnajdzie 
A niechby zaszedł za daleko 
Pewnie zostanie tam 

Spójrz gwiazdy matowieją 
I niczym się nie mienią 
Zwykliśmy je zaklinać 
I szczęście swoje mijać 

Bo w niebie z którego dotąd 
Nie wrócił nikt bo po co 
Wieczna sączy się struga 
Przyjemnej wiary w cuda

Ten błękit snów i pragnień 
Niejeden z nas odnajdzie 
A niechby zaszedł za daleko 
Pewnie zostanie tam

w niedzielę wybraliśmy się na spacer brzegiem morza. szliśmy od Gdyni Orłowo do Sopotu. piękny czas, piękne widoki, dobra pogoda i ta przestrzeń. od razu chce się pisać o wszystkim. także o tym, co rodzi się w głowie, o fikcji, o wymyślonych zdarzeniach, ludziach, sytuacjach. 
jak ja to lubię :)
uwielbiam tak wymyślać, nie wiem, czy to nie wstyd się przyznawać ;)
ale ile to już razy było, że stojąc przy zlewozmywaku kuchennym i obierając kartofle na przykład, zapędziłam się w tych myślach wyobrażeniowych tak dalece, że płakałam rzewnymi łzami, nie wiedząc nawet o tym, że tuz obok stoi dziecko, które marszcząc czoło, zastanawia się pewnie, o co ta mama tak płacze i chlipie i nos do ręcznika wyciera, skoro cebuli nie kroi :)
i ja tak właśnie mam. 
zazwyczaj, gdy jestem sama, gdy sama coś robię, i gdy jest cicho, ale niekoniecznie. 
jedni pod prysznicem śpiewają a ja sobie wyobrażam.
moje dzieci już wiedzą, że jak mama płacze to nie musiało się coś stać, ale może sobie wyobraża, albo po prostu tak czuje :)
gorzej jest jak zaczynam się śmiać w niebogłosy z tych moich myśli nieuczesanych, a w rękach ani książki, ani oczy na jakiś kabaret nie zerkają, ani w nic takiego, co może rozśmieszyć, tylko w zlew, czy w lustro (chociaż lustro to akurat może rozśmieszyć ;) )
i kiedy tylko mogę to sobie wyobrażam....
O! ile ja już w tej głowie rozdziałów książek napisałam! A ile filmów nakręciłam! I ile ścieżek dźwiękowych wyraźnie, naprawdę wyraźnie usłyszałam... :)
to jest magia, w sensie, że to jest magiczne, jak niebo pełne gwiazd, czy szum morza późną letnią, gorącą porą. rozumiesz...
spiszę kiedyś te moje wymyśladła, może będę pisała w odcinkach na blogu. tak dla siebie samej. a może i kogoś z was coś zainteresuje, zainspiruje, albo zwyczajnie rozbawi :)
tarłam dziś ogórki kiszone do ogórkowej i cała w skowronkach byłam bo rozdział radosny w głowie pisałam, podskakiwałam co rusz i haha i hihi. a jeszcze rano koleżanka do mnie zadzwoniła i tak sobie fajnie pogadałyśmy. też o dzieciątku, które zamieszkało pod jej sercem, więc ja już cała spyrtana :) że dzień od razu lepszy. potem wyszło słońce i można było pójść na spacer z Lalą, nad morze! tak pięknie tu mamy, że zaraz przy morzu jest wielki plac zabaw i jak Lala szaleje, ja mogę co jakiś czas rzucić na nie okiem. zawsze wtedy robię głęboki wdech. to już taki odruch zachwytu chyba :)
no i jeszcze radość dzisiejszego dnia jest taka, że za kilka godzin jedziemy na Śląsk. na urodziny Taty i Teściowej i jeszcze Pati, a to oznacza, że będzie naprawdę głośno i bardzo radośnie. po plecach chodzą mi mrówki. to dobry znak! dobrze się nie wyśpimy po tych urodzinowych harcach a już popędzę do Agi, mojej przyjaciółki, też na urodziny. mam dla niej piękny prezent, o którym koniecznie napiszę, ale jeszcze nie teraz, bo nie mam pewności, że Ona tutaj przed poniedziałkiem nie zajrzy ;) na Śląsku zostaniemy cały tydzień, bo ja i młodsze dzieci mamy badania, lekarzy... trzeba to pozałatwiać. nad morzem będzie tata z julką, więc będą mieli piękny czas na rozmowy o życiu, granie na plejstejszyn i wygłupy. już to widzę :)
Miki i Zoja nacieszą się babciami i dziadkami, bo mają to ogromne szczęście, że ICH mają. i jeszcze ciocie i wujkowie, kuzyni, kuzynki. tak, majmy dużą rodzinę. na szczęście!
ale wracając do myśli pierwszej (bo popłynęłam dziś bardzo) to wtedy, na tym spacerze brzegiem morza, kiedy dzieci znalazły wspólny temat (i to się czasem zdarza ;) ) a Lala zasnęła, w nosidle na Pawła plecach, wsunęłam dłoń w dłoń Pawła i taka byłam szczęśliwa, że nawet tak nie umiem sobie wyobrazić......































cdn.