Pokazywanie postów oznaczonych etykietą radość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą radość. Pokaż wszystkie posty

środa, 11 stycznia 2017

anioł


Beata Bednarz: Anioły są wśród nas
Źródło: You Tube

normalnie, gdzieś koło siedemnastej szlibyśmy z Pawłem na urodziny, bardzo wyjątkowe urodziny, bardzo szczególnej i bliskiej nam osoby
normalnie, szłyby z nami dzieci, albo może tylko Lala bo starszaki pewnie krzywiłyby nosami, że będzie nuuudno (Nudno? U babci? jak oni jeszcze mało wiedzą o życiu ;))
normalnie, trzaskałby nam pod butami śnieg a my wtuleni w siebie, wdychalibyśmy rześkie, mroźne, styczniowe powietrze
normalnie, z uśmiechem i radością w sercu nie moglibyśmy się doczekać, kiedy Ją zobaczymy i wyściskamy
normalnie, drzwi otwarłaby pani Usia, albo może Mirka czy Beatka i serdecznie zaprosiłyby nas dalej
normalnie, weszlibyśmy z radością, podeszlibyśmy do Babci i złożylibyśmy jej serdeczne życzenia
normalnie, Ona od razu kazałaby nam siadać i JEŚĆ :)) o tak! jeść, jeść, jeść i wziąć sobie jeszcze i jeszcze
normalnie, dziewczyny- wnuczki babci pewnie nie mogłyby się nadziwić, że Zoja już tak urosła (bo jeżeli widziały ją ostatni raz na poprzednich urodzinach, to rzeczywiście, zmiany duże)
normalnie, atmosfera byłaby odjazdowa, dużo śmiechu, żartów, gwaru, rozmów, przełażenia dzieci pod stołami
normalnie, wznieślibyśmy toast, a w pokoju by dudniło od głośnego śpiewu 200 (bo setka już za nami) lat
normalnie, wszyscy zebralibyśmy się do zbiorowego zdjęcia rodzinnego
normalnie, pożegnalibyśmy się pod koniec imprezy i szli do domu z nadzieją i wiarą, że życie może być piękne
normalnie, ja unosiłabym się trzy metry nad ziemią i wózek z Zoją musiałby prowadzić Paweł, choć pewnie i jemu byłoby trudno
normalnie, po powrocie do domu żyłabym tymi urodzinami i spotkaniem z Babcią i jej niesamowitą rodziną jeszcze długo, a w nocy nie umiałabym zasnąć
tak właśnie by było, gdyby było normalnie, czyli jak zawsze
ale dziś jest inaczej
dziś nie spotkaliśmy się na urodzinach Babci
bo Babcia odeszła, i jest już tego braku dwa lata i trzy miesiące
tak mi smutno, bo tęsknię za tymi chwilami
tak mi skrzypi w uszach ten śnieg, po którym do niej chodziłam na urodziny
tak mi dudni w uszach nasz śmiech
a jak spojrzę na zdjęcia to widzę, jak się zawsze koło Babci wepchnąć chciałam, a nie wypadało, bo ja przybrana wnuczka przecież, a tamte prawdziwe :)
ale jak one mnie zawsze uważały za swoją!
Babcia jest moim aniołem, kiedy o niej myślę, ogarnia mnie radość
pozostawiła mi nadzieję i wiarę w dobrych ludzi
już wcześniej dużo patrzyłam w niebo, siedząc na parapecie do późnych godzin nocnych
ale dzięki niej, zobaczyłam w tym niebie coś więcej
zostawiła mi mnóstwo zachwytów, nad łąką w maju, nad śpiewem skowronka, nad nakrapianą plamkami biedronką, nad pąkiem róży i dzwoneczkami konwalii....
Dziś są Twoje Urodziny!

A piosenka o aniołach, miała być pod tym wpisem, a nie tym poprzednim. Muszę to edytować, powód już znacie...


czwartek, 24 grudnia 2015

Wigilia Bożego Narodzenia

bałam się, że nie napiszę niczego o świętach bo takie wszystko nieświąteczne w tym roku, tymczasem.... napiszę, bo święta nadchodzą z radością i blaskiem narodzin Zbawiciela, a w mojej głowie po postu trzeba zrobić porządek ;)

dlaczego nieświąteczne.
bo w Gdyni nie było sensu dekorować domu skoro na święta przyjechaliśmy do mamy. u mamy trzeba było się trochę nagimnastykować, żeby go udekorować bo pudła z ozdobami i różnymi cudeńkami były.... u teściowej. tam mamy po prostu cały składzik rzeczy odzyskanych z leśnego domku i trochę nowych, które gromadzimy, kiedy trafiamy na tak zwane "okazje". tak więc trzeci rok z rzędu latamy z tymi pudłami, od mamy do teściowej, od teściowej do mamy.
ostatecznie jednak mama dom już wyszykowała, a my tylko dopełniliśmy dzieła przywożąc drzewko świerkowe, żywe i cudnie pachnące, na którym zawisły bombki z naszego sklepiku, jaki kiedyś prowadziliśmy przez chwilę :)
i jest naprawdę pięknie, i wcale nie jest nieświątecznie.
w saloniku rodziców stoi nasza stara, ikeowska bieliźniarka, jest świerkowa, pobielana, lubię ja szalenie. polowałam na nią naprawdę długo. ikea miała ją w ofercie, ale nigdy na stanie ;) aż pewnego razu była! kiedy ją zobaczyłam, w te pędy do niej, obmacałam całą, przykleiłam się do niej, objęłam ramionami i powiedziałam pawłowi, że jej nie puszczę dopóty, dopóki nie zgodzi się na jej kupno ;))
ale wracając do tematu.... :)
więc na tej ukochanej bieliźniarce stoi porcelanowy skrzat, dłuuugi taki, z dziurami-gwiazdeczkami, przez które miga światełko z tilajta. obok niego dwa białe renifery. na ścianie wisi zielony wianek. jest świątecznie :) na klamkach od drzwi od wczoraj rządzi choinka i renifer z dzwoneczkiem i szyszką zawieszonymi na jutowym sznureczku. kiedy ktoś wchodzi do pokoju to przy otwieraniu drzwi rozlega się przyjemny dźwięk :)
w oknie naszej sylpialki ( a mojego starego pokoju panieńskiego) wisi wielka, biała, kartonowa gwiazda, która daje ciepłe światło.
wyłowione z dna ogromnego pudła lampki w kształcie gwiazdek znalazły juz swoje miejsce w dużym pokoju.
rano dzieciaki stroiły ciasteczka, które wcześniej upiekła babcia.
dom zaczęły wypełniać pierwsze zapachy szykowanych w kuchni potraw.
i miedzy tym wszystkim nasza mała lala :) która będzie przeżywać pierwsze święta w pozycji stojącej i w opcji ciekawsko-pociągającej, że tak powiem ;) na razie stoi przy choince i się jej przygląda, ale kiedy nie patrzymy, jej przyjaźń z bombkami robi się bardziej zażyła ;)
julka i mikołaj ze szczęścia unoszą się nad ziemią. w niedzielę będzie świąteczny koncert w kościele i oni też będą śpiewać. ukochana monika zaprosiła ich, jak tylko się pokazali. w tempie ekspresowym uczą się kolęd i piosenek świątecznych. więc w domu rozbrzmiewa śpiew. i dzwonki i flet. a ja narzekałam, że nie jest świątecznie ;))
prezenty czekają w ukryciu. dzisiaj przed zmierzchem aniołek zaniesie je pod drzewko.
marzą mi się święta u siebie, w nowym domu. co roku myślimy, że to już w tym, a potem zaś po te pudła z bombkami do teściowej, żeby je powiesić na choince u mamy ;) nieważne. byleby nie wpłynęło to na przeżywanie świąt.
staram się wpatrywać w rodzinę, w pawła i dzieci. w nasze siostry i braci, w rodziców. chcę się nimi nacieszyć, posłuchać, co u nich, poobserwować jak dzieci wyrosły, jak młodzież się stroi i maluje, jak chłopiec trzyma za rękę swoja dziewczynę, a narzeczony narzeczoną. jakie zmiany w pracy u szwagra czy u bratowej, ile nowych pucharów i medali pojawiło się na półce siostrzeńca-sportowca. na jakie studia wybiera się bratanica i co tam w szkole u maluchów. będę słuchać opowieści starszych i przeżywać razem z nimi powroty do przeszłości...ech... gęsia skórka jak nic!
będziemy podjadać suszone owoce, pić kompot i łupać orzechy. na kominku będzie trzaskał ogień, a na sztucznej skórze przed nim będzie wygrzewał się kot filemon ;) (dobra tam, popłynęłam trochę, nie mamy kominka ani kota ;))
w radio polecą kolędy. przełamieny się opłatkiem i złożymy życzenia...
to cudowny wieczór...

chciałabym, żeby zapukał ktos do naszych drzwi i zajął puste miejsce przy stole. dwa lata temu ktoś takie miejsce zajął.
dziś w radiowej trójce wypowiadał się organizator i wolontariusze wigilii dla ludzi biednych, ubogich, bezdomnych. łzy się w oczach kręcą, to wspaniałe dzieło, ogromne przedsięwzięcie. dziękuję wam. dobro rodzi dobro.

będziemy się tez modlić i czytać Pismo Święte i przeniesiemy się na chwilę do betlejemskiej stajenki, będzie pachniało siankiem....pójdziemy na pasterkę powitać Dzieciąteczko...



Kochani czytelnicy mojego bloga życzę Wam zdrowia, miłości i nadziei w te święta i w nowym roku. Nie trzymajcie fantazji na wodzy, bądźcie czasami szaleni i rozmarzeni :) Wszystkiego dobrego. Wesołych Świąt!

Ps. wybaczcie mi brak zdjęć. ciężko mi z tego powodu strasznie, ale nowy telefon posypał się tak bardzo, że ratuje go serwis i na dwa tygodnie jestem całkowicie uziemiona. a myśląc sobie, że zrobię zdjęcia właśnie nim, nie zabraliśmy z gdyni aparatu! buuu...





zdjęcia pochodzą ze strony www.tapeciarnia.pl

czwartek, 26 listopada 2015

Stacja "Zawieszenie"

    ktoś pytał niedawno, co tam u mnie....
    to mniej więcej tak, jak poniżej (tylko z tym porządkiem bym nie przesadzała ;)


     "Ania była sama w swoim pokoju ponieważ Gilberta wezwano do chorego. usiadła sobie przy oknie, żeby na chwilę nacieszyć się subtelną urodą nocy i napawać tajemniczą urodą pokoju, oświetlonego tylko przez księżyc.
      Niech tam sobie ludzie mówią, co chcą, ale każdy pokój staje się nagle tajemniczy, kiedy wpada do niego światło księżyca. Atmosfera całkowicie się zmienia. przestaje być przyjazna i ... ludzka. Pokój staje się obcy i zaprzątnięty własnymi sprawami. Człowiek czuje się w nim intruzem.
     Dzień był męczący, ale teraz panowała miła cisza. Dzieci spały, w Złotym Brzegu panował porządek. Z domu nie dochodziły żadne dźwięki, z wyjątkiem głuchych uderzeń z kuchni, gdzie Zuzanna wyrabiała ciasto na chleb.
      Za to przez otwarte okno napływały odgłosy nocy. Ania każdy z nich znała i kochała. Powietrze było nieruchome. Od strony portu słychać było śmiech. Gdzieś w Glen ktoś śpiewał i jego piosenka brzmiała jak echo dawnych lat. Na wodzie światło księżyca malowało srebrzyste ścieżki, ale Złoty Brzeg spowity był w cień. Drzewa opowiadały szeptem mroczne, dawne dzieje, a w Dolinie Tęczy pohukiwała sowa.
      To było szczęśliwe lato, myślała Ania.... ale potem, z nagłym skurczem serca, przypomniała sobie coś, co usłyszała od cioci Kasi z Górnego Glen: " Takie lato nie powtórzy się więcej".
      Bo następne nie będzie już takie samo. Znów nadejdą wakacje, ale dzieci będą o rok starsze, a Rilla będzie się przygotowywała do pójścia do szkoły.
     W domu nie zostanie żadne dziecko , myślała Ania ze smutkiem. Jim ma już dwanaście lat. W domu zaczęły się rozmowy o egzaminach do szkoły średniej. A przecież tak niedawno Jim pojawił się w Wymarzonym Domku jako maleńki noworodek. Walter zaczął szybko rosnąć. Rano Ania słyszała, jak Nan żartowała sobie z Diany, zainteresowanej jakimś chłopcem ze szkoły. Diana zarumieniła się i dumnie zadarła głowę. Takie jest życie. Radość i ból.... Nadzieje i strach.... Zmiany... Ciągłe zmiany! Nic się z tym nie da zrobić. Trzeba pozwolić dawnym rzeczom odejść w przeszłość i nauczyć się kochać nowe po to, żeby po pewnym czasie i z nimi się pożegnać. Wiosna, choćby najpiękniejsza musi ustąpić miejsca latu, które w końcu zatraci się w jesień. Narodziny.... ślub... śmierć..."

/L.M. Montgomery, Ania ze Złotego Brzegu/
   
tak mnie nachodzi od czasu do czasu. nawet często. dzieci rosną. świat staje na głowie i wszystko się zmienia. zazwyczaj gna. ale czasami ja ten super ekspress zatrzymuję. nie ma. koniec. dosyć. Stacja "Zawieszenie".
i tak się zawieszam. a wtedy widać jak na dłoni.
julka jest już panienką. wzrostem prawie mi dorównuje. pisze opowiadania, nad którymi potrafię zapłakać. bo mnie wzruszają. w dalszym ciągu nie słucha, kiedy doradzam jej, w co się dziś ubrać... i tak już od szóstego roku życia ;) chyba się poddam. zresztą, może i dobrze, bo mama nosi się całkowicie niemodnie ;)
i kiedy stanie przy mnie i opowiada, co tam w szkole i ogóle to włączam guzik "zapamiętaj, jak najwięcej" i marzę, żeby pamiętać. chcę w przyszłości wspominać. a teraz się nad tym zawieszam. czasami toczymy boje. szczególnie na miny. ja pękam :) ona jest w tym dobra. nos na kwintę, nóżka, która już chce tupnąć, ale zwalnia i się powstrzymuje bo mama może jeszcze patrzeć. ratunku. a za chwilę, jakby nigdy nic, jest śpiew i taniec. a mama pęka ze śmiechu bo tak mnie to cieszy i choćbym nie wiem jak, była wściekła to zawsze poprawia TO humor :) tylko jak zaczyna ćwiczyć na flecie, to mama zazwyczaj ma porę na przewietrzenie się na dworze ;) ....
chcę pamiętać.....
mikołaj regularnie śpiewa pod prysznicem. głośno! chyba właśnie tam przypominają mu się wszystkie piosenki, poznane w szkole i nie tylko. a kiedy go proszę, żeby zaśpiewał, to nic nie pamięta. to czekam, aż pójdzie się myć. siadam pod drzwiami i słucham ;) wszystkie spodnie zrobiły się dziwnie krótkie.
czy ta pralka tak skraca, czy proszek? coś musi być.
bluzki z długim rękawem nie chcą sięgać do kostek dłoni, za to pięknie przykrywają pępek. i na tym koniec a dopiero co były takie długie , że trzeba było "do kroku zawijać", jak się chciało bluzkę mieć w spodniach :)
i tylko, piłka, piłka nożna! piłką nożną jest przesiąknięte WSZYSTKO. piórnik jest w kształcie buta. album z piłkarzami jest wertowany kilkanaście razy na dzień i można go spotkać wszędzie, a najczęściej w tornistrze, gdzie jest tachany do szkoły, czy deszcz, czy nie deszcz, czy lekcji trzy, czy siedem, bo na świetlicy...... ratunku :)
chcę pamiętać......
i taka słodka, mała lala między nimi :) wszystko dotyka, kosztuje, sprawdza, bada. świat jest taki interesujący. tak słodziuchno zgina tłuste nóżki w kolanach, kiedy starsza siostra włącza hugi-bugi. pędzi po swoje dzwonki, kiedy starszy brat gra na swoich. obowiązkowo musi zobaczyć, co oni tam włączyli w laptopie, choć zazwyczaj to ONI muszą oglądać, to co chce LALA ;) takie życie.
już sobie nie da w kaszę dmuchać, ma w końcu rok i trzy miesiące i .... starsze rodzeństwo :)
i tak sobie podglądam ich co chwila, tak się co chwila zawieszam....
chcę pamiętać.....
jeszcze rok temu brat mógł się zbliżyć do siostry, mógł się przytulić. teraz, jedyna, realna, najbliższa odległość to  - na wyciągnięcie ręki. dalej, ani kroku! a on by jeszcze chciał. jeszcze się tuli. jak siostra nie pozwala, to na szczęście jest mama :) ale kiedy siostra chce czegoś od brata, ma, tak zwany, interes, to wtedy ten brat jest taaaki kochany i milutki ;)
natura dziecka, prawa wieku.....
chcę pamiętać......
Lala szaleje, kręci się jak bączek, z rączkami w górze, wygląda jak baletnica, tylko, że rozmiar nie baletowy :) bo pączuś w masełku. pochłania wszystko, dzięki Bogu. i tak się znowu zawieszam, kiedy końcem oka złapię, taki moment, jak brat podaje jej pełną łyżeczkę jogurtu, a ona jest taka happy i mlaska radośnie a potem klepanko po brzuszku, że pyszne i głośne "Aaaaa", w sensie, że pyyychaaa :)
chcę pamiętać.....
czasami jest taki wieczór, gdy nagle w łóżku rodziców robi się tłoczno. zamiast dwóch par nóg, jest ich aż pięć :) każdy tak się pozwija i pozawija, że ma swoje miejsce. Lala skacze po tacie, a ręce mamy mają miziać po pleckach tych starszych :) wszyscy lubią halanie (mizianie). nieważny jest rocznik. halanie lubi każdy. najbardziej mama ;) to się halamy i miziamy, i robimy masaże przeróżne, i "pisze pani na maszynie, abc, przecinek..."

i tak sobie myślę i o to się modlę, siedząc przy oknie, w tę, mroźną, tajemniczą, pełną tęsknot, listopadową noc, żeby tylko te ręce, które KIEDYŚ będą halały i Julkę i Mikołaja i Lalę były dobre.....

rok temu









teraz
wkleję w poniedziałek, bo czekamy na zdjęcia z roczkowej sesji Zojki z rodzeństwem :)
edit....
zdjęcia :)









do zobaczenia.....