czwartek, 26 listopada 2015

Stacja "Zawieszenie"

    ktoś pytał niedawno, co tam u mnie....
    to mniej więcej tak, jak poniżej (tylko z tym porządkiem bym nie przesadzała ;)


     "Ania była sama w swoim pokoju ponieważ Gilberta wezwano do chorego. usiadła sobie przy oknie, żeby na chwilę nacieszyć się subtelną urodą nocy i napawać tajemniczą urodą pokoju, oświetlonego tylko przez księżyc.
      Niech tam sobie ludzie mówią, co chcą, ale każdy pokój staje się nagle tajemniczy, kiedy wpada do niego światło księżyca. Atmosfera całkowicie się zmienia. przestaje być przyjazna i ... ludzka. Pokój staje się obcy i zaprzątnięty własnymi sprawami. Człowiek czuje się w nim intruzem.
     Dzień był męczący, ale teraz panowała miła cisza. Dzieci spały, w Złotym Brzegu panował porządek. Z domu nie dochodziły żadne dźwięki, z wyjątkiem głuchych uderzeń z kuchni, gdzie Zuzanna wyrabiała ciasto na chleb.
      Za to przez otwarte okno napływały odgłosy nocy. Ania każdy z nich znała i kochała. Powietrze było nieruchome. Od strony portu słychać było śmiech. Gdzieś w Glen ktoś śpiewał i jego piosenka brzmiała jak echo dawnych lat. Na wodzie światło księżyca malowało srebrzyste ścieżki, ale Złoty Brzeg spowity był w cień. Drzewa opowiadały szeptem mroczne, dawne dzieje, a w Dolinie Tęczy pohukiwała sowa.
      To było szczęśliwe lato, myślała Ania.... ale potem, z nagłym skurczem serca, przypomniała sobie coś, co usłyszała od cioci Kasi z Górnego Glen: " Takie lato nie powtórzy się więcej".
      Bo następne nie będzie już takie samo. Znów nadejdą wakacje, ale dzieci będą o rok starsze, a Rilla będzie się przygotowywała do pójścia do szkoły.
     W domu nie zostanie żadne dziecko , myślała Ania ze smutkiem. Jim ma już dwanaście lat. W domu zaczęły się rozmowy o egzaminach do szkoły średniej. A przecież tak niedawno Jim pojawił się w Wymarzonym Domku jako maleńki noworodek. Walter zaczął szybko rosnąć. Rano Ania słyszała, jak Nan żartowała sobie z Diany, zainteresowanej jakimś chłopcem ze szkoły. Diana zarumieniła się i dumnie zadarła głowę. Takie jest życie. Radość i ból.... Nadzieje i strach.... Zmiany... Ciągłe zmiany! Nic się z tym nie da zrobić. Trzeba pozwolić dawnym rzeczom odejść w przeszłość i nauczyć się kochać nowe po to, żeby po pewnym czasie i z nimi się pożegnać. Wiosna, choćby najpiękniejsza musi ustąpić miejsca latu, które w końcu zatraci się w jesień. Narodziny.... ślub... śmierć..."

/L.M. Montgomery, Ania ze Złotego Brzegu/
   
tak mnie nachodzi od czasu do czasu. nawet często. dzieci rosną. świat staje na głowie i wszystko się zmienia. zazwyczaj gna. ale czasami ja ten super ekspress zatrzymuję. nie ma. koniec. dosyć. Stacja "Zawieszenie".
i tak się zawieszam. a wtedy widać jak na dłoni.
julka jest już panienką. wzrostem prawie mi dorównuje. pisze opowiadania, nad którymi potrafię zapłakać. bo mnie wzruszają. w dalszym ciągu nie słucha, kiedy doradzam jej, w co się dziś ubrać... i tak już od szóstego roku życia ;) chyba się poddam. zresztą, może i dobrze, bo mama nosi się całkowicie niemodnie ;)
i kiedy stanie przy mnie i opowiada, co tam w szkole i ogóle to włączam guzik "zapamiętaj, jak najwięcej" i marzę, żeby pamiętać. chcę w przyszłości wspominać. a teraz się nad tym zawieszam. czasami toczymy boje. szczególnie na miny. ja pękam :) ona jest w tym dobra. nos na kwintę, nóżka, która już chce tupnąć, ale zwalnia i się powstrzymuje bo mama może jeszcze patrzeć. ratunku. a za chwilę, jakby nigdy nic, jest śpiew i taniec. a mama pęka ze śmiechu bo tak mnie to cieszy i choćbym nie wiem jak, była wściekła to zawsze poprawia TO humor :) tylko jak zaczyna ćwiczyć na flecie, to mama zazwyczaj ma porę na przewietrzenie się na dworze ;) ....
chcę pamiętać.....
mikołaj regularnie śpiewa pod prysznicem. głośno! chyba właśnie tam przypominają mu się wszystkie piosenki, poznane w szkole i nie tylko. a kiedy go proszę, żeby zaśpiewał, to nic nie pamięta. to czekam, aż pójdzie się myć. siadam pod drzwiami i słucham ;) wszystkie spodnie zrobiły się dziwnie krótkie.
czy ta pralka tak skraca, czy proszek? coś musi być.
bluzki z długim rękawem nie chcą sięgać do kostek dłoni, za to pięknie przykrywają pępek. i na tym koniec a dopiero co były takie długie , że trzeba było "do kroku zawijać", jak się chciało bluzkę mieć w spodniach :)
i tylko, piłka, piłka nożna! piłką nożną jest przesiąknięte WSZYSTKO. piórnik jest w kształcie buta. album z piłkarzami jest wertowany kilkanaście razy na dzień i można go spotkać wszędzie, a najczęściej w tornistrze, gdzie jest tachany do szkoły, czy deszcz, czy nie deszcz, czy lekcji trzy, czy siedem, bo na świetlicy...... ratunku :)
chcę pamiętać......
i taka słodka, mała lala między nimi :) wszystko dotyka, kosztuje, sprawdza, bada. świat jest taki interesujący. tak słodziuchno zgina tłuste nóżki w kolanach, kiedy starsza siostra włącza hugi-bugi. pędzi po swoje dzwonki, kiedy starszy brat gra na swoich. obowiązkowo musi zobaczyć, co oni tam włączyli w laptopie, choć zazwyczaj to ONI muszą oglądać, to co chce LALA ;) takie życie.
już sobie nie da w kaszę dmuchać, ma w końcu rok i trzy miesiące i .... starsze rodzeństwo :)
i tak sobie podglądam ich co chwila, tak się co chwila zawieszam....
chcę pamiętać.....
jeszcze rok temu brat mógł się zbliżyć do siostry, mógł się przytulić. teraz, jedyna, realna, najbliższa odległość to  - na wyciągnięcie ręki. dalej, ani kroku! a on by jeszcze chciał. jeszcze się tuli. jak siostra nie pozwala, to na szczęście jest mama :) ale kiedy siostra chce czegoś od brata, ma, tak zwany, interes, to wtedy ten brat jest taaaki kochany i milutki ;)
natura dziecka, prawa wieku.....
chcę pamiętać......
Lala szaleje, kręci się jak bączek, z rączkami w górze, wygląda jak baletnica, tylko, że rozmiar nie baletowy :) bo pączuś w masełku. pochłania wszystko, dzięki Bogu. i tak się znowu zawieszam, kiedy końcem oka złapię, taki moment, jak brat podaje jej pełną łyżeczkę jogurtu, a ona jest taka happy i mlaska radośnie a potem klepanko po brzuszku, że pyszne i głośne "Aaaaa", w sensie, że pyyychaaa :)
chcę pamiętać.....
czasami jest taki wieczór, gdy nagle w łóżku rodziców robi się tłoczno. zamiast dwóch par nóg, jest ich aż pięć :) każdy tak się pozwija i pozawija, że ma swoje miejsce. Lala skacze po tacie, a ręce mamy mają miziać po pleckach tych starszych :) wszyscy lubią halanie (mizianie). nieważny jest rocznik. halanie lubi każdy. najbardziej mama ;) to się halamy i miziamy, i robimy masaże przeróżne, i "pisze pani na maszynie, abc, przecinek..."

i tak sobie myślę i o to się modlę, siedząc przy oknie, w tę, mroźną, tajemniczą, pełną tęsknot, listopadową noc, żeby tylko te ręce, które KIEDYŚ będą halały i Julkę i Mikołaja i Lalę były dobre.....

rok temu









teraz
wkleję w poniedziałek, bo czekamy na zdjęcia z roczkowej sesji Zojki z rodzeństwem :)
edit....
zdjęcia :)









do zobaczenia.....

czwartek, 12 listopada 2015

"siebie" jest tutaj, chyba...



Kolory tęczy tak piękne są na niebie
Są też na twarzach ludzi, którzy przechodzą obok
Widzę przyjaciół ściskających sobie dłonie
śpiewających :Jak się masz?
Oni naprawdę mówią, Kocham Cię
Słyszę jak dzieci płaczą i patrzę jak dorastają
Nauczą się dużo więcej niż my już umiemy
I tak sobie myślę, jaki piękny jest świat

Któregoś dnia poproszę gwiazdy,
Bym obudził się tam, gdzie chmury będą już daleko za mną
Tam, gdzie problemy rozpływają się jak cytrynowe cukierki
Wysoko ponad kominami
Tam mnie znajdziesz

Gdzieś nad tęczą latają niebieskie ptaki
I marzenia, na które się odważyłeś, więc czemu, oh czemu nie mogę i ja?


/Israel 'IZ' Kamakawiwo, Somewhere Over the Rainbow/

********************************************************************

byłam wczoraj w kinie na listach do M. ktoś na sali powiedział, że więcej się wzruszał, niż śmiał :) ja też. byłam sama, bo teraz tylko tak to działa. jeden musi zostać z dziećmi. tylko czemu to zawsze jest paweł ;) nie no, do teatru na Sindbada Żeglarza idzie z dziećmi paweł. obiecuję. my sobie z zojką urządzimy babski wieczór ;)
wzięłam rower. do kina mamy tutaj 8 minut, do teatru muzycznego - 6 :) Oj to miasto i te jego dobre strony :) to wzięłam ten rower i popędziłam jak ten struś pędziwiatr do kina. jechałam jak dzik, droga prosta i wiecie co - nadmorska :) tego się naprawdę nie da opisać. niby ciemno, bo na ósmą jechałam, niby mokro bo lało jak z cebra, niby zimno bo zaraz na początku drogi przemokłam do suchej nitki, a ja i tak, byle bliżej tego morza jechać, byle się tam tylko oglądać, bo miałam go po prawej, byle słyszeć, jak szumią fale :)
wracałam dosyć późno, i choć po bulwarze snuły się świątecznym krokiem ostatni goście to miałam stracha jechać sama w ciemnościach. nie było jednak tak źle bo świeciły latarnie, no i znowu jechałam tak blisko morza. tym razem miałam go po lewej :) deszcz dalej ciął równo. wyciągnęłam język ;) patrzyłam w niebo. zawsze, po kinie, po filmie pełnym emocji, mam w sobie taki szał. tańczyłabym, fruwała, jechała na rowerze ;) bo rower przyciąga wiatr, a wiatr jest we włosach ;) nie chciałam skręcać do domu, tylko zrobić jeszcze kilka kółek w tej euforii :) ale głos rozsądku jednak się odezwał i wszystko zepsuł :)
wróciłam do ciepłego mieszkania, gdzie nad snem dzieci czuwał ich tatuś. zawsze w takich chwilach modlę się, żeby każda matka, żona mogła w swoim życiu doświadczać takiego cudu. dziękuję.

i jak ja mam wrócić?
ale gdzie wrócić? 
do siebie.
przecież "siebie" jest tutaj :)