poniedziałek, 11 maja 2015

Dom, którego już nie ma (...)

W Leśnym domku mieszkaliśmy od czerwca 2009 do października 2012 roku.
31 października 2012 roku około godziny11.00 dom stanął w płomieniach :(
Byłam wtedy w pracy, Paweł jechał z mamą na cmentarz, Julka w szkole, a Mikołaj w przedszkolu. Akurat tego dnia telefon zostawiłam w łóżku. Kiedy wiadomość w końcu do mnie dotarła, na miejscu byli już strażacy. Koleżanka zawiozła mnie do domu. Nigdy nie nie zapomnę tego widoku. Z oddali wyglądało, jakby palił się las. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, chciałam siłą wedrzeć się do środka by ratować pianino i zdjęcia. Paweł mnie nie wpuścił. Trzymał siłą. Pamiętam, że kilkakrotnie pytałam o dzieci. Były bezpieczne. Potem stałam, stałam, stałam. Przez głowę przebiegały setki myśli. Chaos i pustka też. Nie rozbeczałabym się, gdyby nie widok stojącej za moimi plecami i płaczącej mamy :( Pękłam. W myślach szeptałam cicho: "Boże, przepraszam, przepraszam, że tyle razy psioczyłam na ten dom. Przepraszam". Patrzyłam, jak płoną nasze marzenia, wspomnienia, zdjęcia... Ale widziałam też wspaniałych ludzi, którzy walczyli z żywiołem narażając zdrowie, a może nawet życie. Po opanowaniu żywiołu, szef strażaków podszedł do mnie i powiedział, że to wszystko to nic, że żyjemy, że nikt nie zginął i to jest najważniejsze. Z zaszklonymi oczami kiwałam potakująco głową. Wiedziałam. Miał rację, choć powiedział: .. "Pewnie pani teraz myśli, co ty mi tutaj będziesz pier ......, ale najważniejsze, że żyjecie". Wiedziałam... Po opanowaniu żywiołu dostałam hełm strażacki, bo się uparłam, że będę wynosić rzeczy razem ze strażakami. Wyniosłam kilka i zdjęłam ten kask. Poszłam stamtąd. Chciałam do lasu, ale mnie nie puścili. Nie wiem, czego się bali. Życie kocham nad życie. Ostatecznie, owinięta w złotą folię siedziałam w domu mojej siostry, sąsiadki. Aż nastał wieczór. Dzieci od dawna były już w domu u moich rodziców. Jeszcze o niczym nie wiedziały. Po wypiciu ciepłej herbaty i pierwszych rozmowach na ten temat, zebraliśmy się do domu ... To jest, do mojego domu rodzinnego. Jeszcze przed wyjściem rozległ się dzwonek do drzwi, a potem siostra mnie zawołała. Przed drzwiami stała pani, mama przedszkolaka, kolegi Mikołaja. Wręczyła mi wielką reklamówę nowych ubrań dla dzieci, które dopiero co kupiła na mieście. Byłam w szoku. Powoli docierało do mnie, że tam, za rogiem, kilkadziesiąt metrów dalej, nie ma już naszego domu :( Było ciemno. Nic nie widziałam, więc może jednak był i czekał na nas. Tylko lampki przed drzwiami, nikt tej nocy nie zapalił. A pani była cudowna, tak jak cudowni okazali się wszyscy, którzy otoczyli nas potem opieką i wsparciem. Skutki takich zachowań odczuliśmy mocno i nieustannie zadziwialiśmy się nad dobrem ludzi, bo nas onieśmielało. Całkowicie. 
Od pożaru minęły 2 lata i 7 miesięcy. Dalej mieszkamy u rodziców. Mamy jednak nadzieję, że już w te wakacje przeprowadzimy się do nowego domu, który powoli wykańczamy. To inny dom. Bardzo chciałabym go pokochać. Na razie nie idzie mi za dobrze chociaż w urządzanie go wkładam cale serce. Mam jednak nadzieje, że to się zmieni, kiedy tam zamieszkamy. 
Leśny domek stal mi się bliski-jeszcze droższy niż myślałam, że jest, poprzez pisanie tego bloga. Odkąd zaczęłam w postach "wracać do przeszłości" i przeglądać zdjęcia z tamtego okresu, odczuwam straszną tęsknotę. Odżyły wspomnienia, śmiech dzieci, tańce, hulańce. Wszystko, co tam robiliśmy. A tyyyyle się działo! Następny wpis będzie takim fotograficznym przeglądem tych trzech lat w naszej dziczy i ciszy przyleśnej :)
Zostawiam Was, tak na przekór bólowi i łzom, z przedstawieniem improwizowanym i bardzo spontanicznym :)) pt. "Czerwony Kapturek";))
Z góry przepraszam za "naleciałości" gwarowe i wszelkie błędy językowe ;)




11 komentarzy:

  1. Nie wiem, czy udaje się Wam odtworzyć filmik. W razie kłopotów, dajcie znać. Dzięki! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny filmik..wspaniała rodzina..aż mi się łza w oku zakręciła..w nowym domku zaczniecie pisać nową wspólną historię:-* Niezapisana kartka która zapełnią radości i smutki byle tylko w zdrowiu:-*Pozdrawiam serdecznie:-*
    Mariola

    OdpowiedzUsuń
  3. Znałam Twoją historię, ale i tak się popłakałam czytając ten post. Jesteście piękną rodziną. Jesteście razem i to jest DOM, Nelly. Ten śmiech, zabawy i hulańce to Wy i to samo będzie w nowym domu. Jesteś dzielną kobietą :-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Bogu za nich każdego dnia. Mam szczęście. Dzięki Edytko, również pozdrawiam!

      Usuń
    2. Masz szczęście, to prawda... Masz Rodzinę, o jakiej ja marzyłam, odkąd przeczytałam Anię, którą Ty tez kochasz, jak widzę :-) Marzyłam o domku, rysowałam plany :-D i 5 dzieci :-) Potem "zjechałam" do trójki. Teraz wiele bym dała za jedno... Teraz już wiem, że niektóre marzenia zawsze pozostaja w sferze marzeń. Widać taki ich los... Ściskacze :-)

      Usuń
    3. Edytko życzę Ci wszystkiego dobrego i dziękuję!

      Usuń
  4. Cześć Nelcia :) Długo zbierałam się do przeczytania Twojego bloga, zaczęłam od początku i wiedziałam, co nastąpi, ale i tak się poryczałam... Jesteś bardzo odważna, że to wszystko napisałaś... Z niecierpliwością przeczytam kolejne wpisy, jestem bardzo ciekawa nowego domku. Pozdrawiam gorąco!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Nie wiem, jak długo wytrwam w pisaniu bloga, bo cały czas, coś mną szarpie, żeby już przestać ;) Ale walczę, w końcu - dopiero zaczęłam. Też czekam niecierpliwie, aż będę mogła wrzucić coś ciekawego z nowego domu :) Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Pamiętam bardzo dobrze Waszą historię z forum Muratora (kiedyś namiętnie prowadziłam tam nasz dziennik budowy). Pamiętam, co się potem działo i z całych sił trzymałam za Was kciuki. Mam nadzieję, że uda Ci się zaprzyjaźnić z nowym domkiem. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania! :) Ja również mam taką nadzieję :) Trzymaj się zdrowo :)

      Usuń