piątek, 13 maja 2016

tydzień w maju

maj. ten miesiąc ma w sobie tyle piękna, siły, nadziei. kiedy otwieram okno czuję zapachy wspomnień. to są zapachy z przeszłości. naprawdę, to niesamowite. różne zapachy związane z różnymi sytuacjami, ludźmi, wydarzeniami... zapach gruszek i jabłek z ogródka rodziców, które tata zawsze szykował mi do szkoły. zapach podwórka szkolnego, po którym spacerowałyśmy z koleżankami w granatowych mundurkach z wykrochmalonymi kołnierzykami :) zapach kuchni babci, kredensu i ceratki na stole. zapach koszonej trawy, ten jest cały czas aktualizowany, a za tamtymi tęsknię kiedy przychodzi taka godzina... tęsknoty...
są takie wyraźne, ale krótkotrwałe. oczy zdążą się jednak wypełnić łzami :) ze szczęścia i wzruszenia chyba :)
1 maja nasz malutki syneczek ;) co to się dopiero urodził ;) przystąpił do I Komunii Świętej. uroczystość była piękna, bardzo rodzinna. mikołaj szczęśliwy. jeden moment zostanie mi w pamięci na długo. chwila przyjęcia do serca Pana Jezusa. był taki wzruszony, taki ciekawy, przejęty, że odchodząc od klęcznika poszedł w całkiem innym kierunku niż miał. pobłądził po kościele, aż w końcu uśmiechnięty od ucha do ucha z kroplami łez na policzkach wrócił do ławki :)
to był tydzień na południu. ciepły, cudny!
dziadkowie mogli nacieszyć się zojką. my, małymi wakacjami. po komunii byliśmy na cudnej pielgrzymce w Wadowicach i Kalwarii Zebrzydowskiej. to miejsca pełne zadumy i bólu i radości. wybierzcie się kiedyś. warto zobaczyć muzeum Jana Pawła II. ja się poryczałam, ale na mnie trzeba wziąć poprawkę ;) jednak muzeum interaktywne to jest coś niesamowitego. w Kalwarii dużo czasu na przemyślenia na dróżkach różańcowych, jak w skrócie je nazywam. i w końcu msza pięknych, czystych, małych-wielkich serc! naszych komunistów ;)
udało nam się również spotkać z przyjaciółmi na 13 rodzinnym festynie parafialnym. wspaniała impreza dla wszystkich. jak to było cudownie zobaczyć znajomych i ich pociechy i porozmawiać chociaż przez chwilkę :) wszystko odbyło się na pszczyńskim rynku, gdzie serdecznie was zapraszam. tym bardziej teraz, kiedy płyta rynku została odnowiona i naprawdę jest piękna. poza tym w Pszczynie jest tyle wspaniałych zabytków i miejsc do odwiedzenia, park, Muzeum Zamkowe nazywane potocznie zamkiem, mmmm.....
był tez wypad na budowę. tutaj nie było już tak kolorowo. wysiedliśmy z samochodu i się załamaliśmy. trawa sięgała pasa, w najlepszym wypadku - kolan. w ciągu dwóch dni ogarnęliśmy ten nasz biedny plac na tyle, żeby było można swobodnie się po nim poruszać. kosiliśmy, grabiliśmy. przenosiliśmy, zamiataliśmy, a na końcu przyjechał traktor z przyczepą, żeby wywieźć deski. wreszcie poczułam, że żyję ;) ładowałam drewno razem z chłopakami, a potem miałam okazję przejechać się traktorem ze wsi do wsi, czyli trwało to dosyć długo :) drewna mamy do wywiezienia jeszcze jakieś trzy przyczepy, więc jest jeszcze szansa na takie przeżycie!
wracaliśmy z działki z ciężkim sercem, tym bardziej teraz, kiedy wszystko zaczyna się zielenić, mienić kolorami, kiedy to nasze małe miejsce na ziemi zdaje się do nas wołać: "wracajcie" (...)
a następnego dnia była już północ i morze. ukochane. wczorajszy dzień spędziliśmy na plaży. prażyło już tak mocno, że obok nas ludzie leżeli w strojach kąpielowych :)
no i jeszcze ścięłam włosy bo już nie było wyjścia :( z tego powodu przebywam obecnie w otchłani rozpaczy i pewnie jeszcze trochę tam pobędę.... ;)
pozdrawiam majowo i morsko i górsko też!
acha!
w leśnym domku czeka na nas kredens babci. to pamiątka i pewnie najcenniejsza rzecz, jaką mam...































I powrót do domu (?) :)




















4 komentarze:

  1. Niegniewaj się - mnie się wydaje, że morze to jednak nie jest Wasz dom. To miejsce pokochane, tęsknione, ale... Wasz dom to południe, miejsca, gdzie rośliście, gdzie są ludzie, którzy Was znają, lubią, kochają, gdzie każdy róg ulicy i każdy kamień w chodniku ma dla Was swoją historię. Bardzo trudno potem jest, im dłużej się jest poza swoim miejscem, tym większa robi się dziura w sercu. Ja to wiem, choć pokochałam lasy lubuskie, to jednak MOJE morze, gdzie się urodziłam i wychowałam, zawsze będzie... Ech, nawet szkoda gadać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie gniewam się :) Ciężko mi się do tego odnieść bo to temat rzeka albo morze raczej ;)

      Usuń
  2. A ja Nelciu powiem całkiem inaczej - dom tam, gdzie najbliższa rodzina - mąż, dzieci....I nie ma znaczenia gdzie...Za bliskimi - jeśli ten dach nad głową daleko od najściślejszej ojczyzny - zawsze się tęskni, za dzieciństwem zawsze się tęskni, za pierwszą miłością, za ulubioną kawiarnią, ławeczką w parku, panią z przedszkola. Ale tęskni się dlatego, że to tęsknota za młodością, za wspomnieniami. Kraj lat dziecinnych - on zawsze zostanie święty i czysty jak pierwsze kochanie. To Mickiewicz. No ale świat do odważnych należy. Można go zdobywać, gdy najukochańszych,, najbliższych ma się przy sobie :) Trzymam kciuki za dobry wybór. I wierzę, że może to będzie morze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie napisałaś Aniu, dziękuję :) Tak, najważniejsze, żeby razem.... :)

      Usuń